OD BUTIKU DO GALERII
autor: Agata Mayer | zdjęcia: Pinterest
Związek między modą a architekturą nigdy wcześniej nie był tak oczywisty i wyraźny jak dziś. Określany mianem romansu wstydliwego stanowi odpowiedź na bieżące wydarzenia i jest częścią trendu, w którym luksusowe konglomeracje typu LVMH, Kering czy Richemont coraz częściej angażują się w świat sztuki – finansowo i kreatywnie.
Wygląda na to, że sławna przepowiednia Andy’ego Warhola, iż wszystkie domy towarowe będą kiedyś muzeami, a muzea
domami towarowymi – stała się prawdą. Wspierając sztukę wyższą, domy mody zaczęły zakładać własne fundacje,
gromadząc imponujące kolekcje w specjalnie zbudowanych przez nie muzeach. Doprowadziło to do zmiany w tradycyjnej
architektonicznej hierarchii – domy towarowe przejęły funkcję instytucji publicznych będących niegdyś narzędziem PR
danego narodu. Dziś otwarcie kolejnego salonu mody wyczekiwane jest bardziej niż pojawienie się nowej kolekcji, a wystrój wnętrza
o zaskakujących rozwiązaniach, przestrzennych, plisowanych fasadach i drukowanych elewacjach przyciąga już nie tylko
samego klienta, ale i przypadkowego przechodnia.
Granice między modą a architekturą zaczęły zacierać się stopniowo wskutek postępu technologicznego. Architekci
stosują lżejsze środki wyrazu kojarzące się z tekstyliami, co zaowocowało nie tylko otwarciem się luksusowych marek na
regularną współpracę z nimi przy tworzeniu ekskluzywnych butików, galerii i instalacji do prezentowania towarów, ale
i zmianą w podejściu do postrzegania natury tych obydwu dziedzin.
Domy mody zaczęły zatrudniać uznanych architektów, którzy projektowali przestrzenie muzealne w Nowym Jorku, Las
Vegas, Tokio czy Seulu. Wystarczy spojrzeć na współpracę Chanel z Zahą Hadid albo Prady z pracownią Rema Koolhaasa
czy z firmą Herzog & de Meuron.
Monumentalne budynki stały się bardziej harmonijne, a lekkie stroje – bardziej strukturalne. Przestrzenie wystawowe
to teraz świeckie świątynie dobrego dizajnu i konsumeryzmu.
Mój materiał znalazł się w 16 numerze magazynu Label.