Modernizm socjalistyczny w Polsce w latach 1956-1989.
Recenzja albumu
Maj 2021
autor: Agata Mayer | zdjęcia: B.A.C.U
Modernizm to nurt, który w architekturze lubię najbardziej. Szczególnie jego schyłkową fazę, w obrębie której można wyróżnić zjawisko soc-modernizmu i brutalizmu. Tym bardziej cieszę się, że dotarł do mnie fotograficzny album i przewodnik turystyczny - „Modernizm socjalistyczny w Polsce w latach 1956-1989”, poświęcony zabytkom polskiej architektury XX wieku. Architektury, która pomimo upływu czasu, wciąż budzi kontrowersje.
Niechciane dziedzictwo
Stereotypy i nieporozumienia na temat architektury i urbanistyki socjalistyczno-modernistycznej trwają.
Jedni uważają, że styl nie zasługuje na miejsce w światowej historii architektury ze względu na niechlubną opinię, kojarzącą się z narzuconymi sowieckimi standardami i upolitycznioną estetyką reprezentującą monotonność, przesadną monumentalność i nieekonomiczność.
Dla drugich to zjawisko wartościowe, które w powiązaniu z ewolucją społeczno-polityczną zasługuje na uznanie i umieszczenie soc-modernistycznych zabytków w świetle reflektorów. Zwłaszcza tych, zaprojektowanych przez architektów i urbanistów, którzy nie ulegając naciskom władz, podążali własną drogą.
Dziś na architekturę późnego modernizmu patrzy się łagodniej. Polityczny wydźwięk już tak nie razi, bo dziedzictwo zaczęło być postrzegane jako zespół niezwykłej architektury, a nie wynik błędnej polityki.
Potrzebny był do tego dystans i czas. A także głębsza analiza zjawiska, rozmowy z architektami, ich zespołami oraz mieszkańcami blokowisk i osiedli.
W ostatnich latach obserwuje się spore zainteresowanie postsowiecką spuścizną i jej przyszłością. Temat podejmowany jest nie tylko przez architektów, historyków sztuki czy przewodników miejskich, ale także fotografów, reportażystów, pisarzy, twórców filmów czy komiksiarzy. Dzięki nim, moda na postradziecką estetykę dość szybko przeniknęła do popkultury, wychodząc daleko poza granice własnego kraju. Trend najbardziej widoczny jest w Stanach Zjednoczonych oraz byłych krajach Ostbloku.
Upolityczniona estetyka
Głównym celem strategii rozwoju każdego miasta powinno być zachowanie odziedziczonego środowiska miejskiego i dostosowanie go do nowych warunków. Niestety, ale w polskich miejscowościach wiele socjalistycznych budowli i monumentalnych dzieł sztuki jest burzona lub pozostawiana "naturalnemu" rozkładowi. W szczególności dotyczy to budynków mieszkalnych i administracyjnych, obiektów usługowych, restauracji czy pomników związanych z tożsamością narodową. Do tego wszystkiego dochodzi oszpecanie przedwojennej i powojennej architektury modernistycznej nieumiejętnymi i tanimi remontami, prowadzonymi na skalę masową przez nieposiadających wiedzy urzędników.
Dewastowanie obiektów straszącymi elewacjami, które przypominają przypadkowy zlepek nieprzystających do siebie form i materiałów, trwa do dziś. Efekty prowizorycznych przeróbek tworzą chaotyczne kompozycje, skrywające ostatnie ślady dawnej świetności oryginalnych projektów. Brak wiedzy, minimalizacja kosztów, a może opór materii?
Czy nie to zarzucano soc-modernizmowi siedemdziesiąt lat temu?
W wywiadzie udzielonym w 2012 roku „Dwutygodnikowi”, ikona powojennej wrocławskiej architektury - Jadwiga Grabowska-Hawrylak, której najbardziej znaną realizacją było osiedle Plac Grunwaldzki podkreśliła, że nie wyobraża sobie remontu polegającego na ocieplaniu bloków styropianem, ponieważ może to zniszczyć ich formę. Według niej, budynki powinny być ocieplane od wewnątrz specjalną technologią stosowaną przy remoncie zabytków w krajach Europy Zachodniej. A jedyna właściwa kolorystyka dla architektury modernistycznej, którą powinno się stosować podczas remontów to szlachetna biel.
I nagle przypomina mi się zdanie przeczytane w publikacji Filipa Springera "Źle urodzone":
– Oczywiście, możecie pomalować klatki schodowe na taki kolor, jaki będzie wam odpowiadał. Damy wam na to tyle zielonej farby, ile tylko zapragniecie…
Czy modernizm był zły?
Wręcz przeciwnie. Jego głównym celem była poprawa bytu zwykłego obywatela, którego komfort życia obniżył się wraz z nadejściem rewolucji przemysłowej w XIX wieku. Uprzemysłowienie miast miało swoje plusy i minusy. Przede wszystkim oddzieliło człowieka od natury. Ciasne, masowe osiedla robotnicze, niskie zarobki, nędza i choroby sprawiły, że robotnicy nie byli w stanie zaspokoić najbardziej podstawowych potrzeb. To spowodowało, że pojawiło się zapotrzebowanie na zupełnie nowy system planowania miejskiego i osiedlowego.
Pod koniec lat pięćdziesiątych, polscy architekci i urbaniści uwolnieni od surowych, klasycystycznych reguł socrealizmu, mogli w końcu inteligentnie budować miasta, podkreślając ich regionalny charakter. Pragnęli tworzyć zdrowe, wygodne i funkcjonalne przestrzenie, zachowując spójną relację między historią, architekturą, sztuką, znakomitymi detalami, techniką, przyrodą i życiem towarzyskim między mieszkańcami.
Polska (spuścizna) okiem Rumunii
Niestety, ale większość perełek późnego modernizmu pozostaje nadal nieznana zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. I nie mam tu na myśli tylko Polski. Czy znamy architektoniczne symbole tego okresu pochodzące z Czech, Słowacji, Serbii, Rumunii czy Węgier?
Dzięki inicjatywom takim jak B.A.C.U oczy Zachodu nareszcie zwracają się ku Europie Środkowo-Wschodniej, mogąc czerpać z jej sztuki i dziedzictwa kulturowego.
Biuro dla Sztuki i Badań Urbanistycznych (B.A.C.U) z siedzibą w Bukareszcie jest stowarzyszeniem podnoszącym świadomość na temat wartości architektury socjalistycznej zbudowanej w latach 1955–1991. Założone przez dwóch braci - architekta Dumitru Rusu i kuratora / fotografa Stefana Rusu - opowiada się za konserwacją, odnową i ochroną budynków oraz przestrzeni publicznych związanych z reżimem totalitarnym. Oprócz zachowania historycznej wartości budynków, stowarzyszenie dąży do poprawy ogólnego wizerunku urbanistycznego oraz wpisania socjalistyczno-modernistycznych obiektów na listę zabytków w skali lokalnej, jak i międzynarodowej.
Album o Polsce jest już ich siódmym wydaniem, owocem ośmiu lat badań w ramach Programu "Socjalistyczny Modernizm".
Publikacja wydana we współpracy z historykiem architektury Błażejem Ciarkowskim pokazuje, że relacja modernizmu, socrealizmu i soc-modernizmu w powojennej Polsce miała złożony charakter. Stowarzyszenie wyjaśnia socjalistyczno-modernistyczne tendencje, a na kolorowych fotografiach przedstawia funkcjonalny obraz budynków i ich oryginalnych elementów, które syntetyzują lokalną kulturę i tradycje. Jednocześnie na bieżąco informuje o ich aktualnym stanie zachowania.
W przewodniku znajduje się ponad 70 obiektów podzielonych według funkcji na pięć sekcji:
• obiekty naukowe, edukacyjne, kultury i sportu
• osiedla mieszkaniowe
• budynki administracyjne i komunikacyjne oraz pomniki
• hotele i zakłady lecznicze
• budynki handlowe i użytkowe
Czego zabrakło w albumie?
Równowagi w poszczególnych działach i zaskoczenia.
W dziale o hotelach i zakładach leczniczych wymieniono siedem hoteli i tylko jeden szpital z Poznania. Może warto byłoby uzupełnić materiał o sanatoria uzdrowiskowe, zakłady rehabilitacyjne czy wysokospecjalistyczne ośrodki medyczne znane na całą Polskę, takie jak Instytut „Centrum Zdrowia Matki Polki”? W dziale o obiektach naukowych, edukacyjnych, kultury i sportu, naprzemiennie wymieniany jest Kraków, Warszawa, Katowice i Wrocław, co przyprawia o lekki zawrót głowy. Czy naprawdę nie ma innych miast?
Niektóre zdjęcia są nieostre i ruszone, co osobiście mi przeszkadza. W fotograficznym albumie, który nie jest albumem stricte artystycznym, tego typu faux pas nie powinno mieć miejsca. Z drugiej strony mam świadomość, że zwykły odbiorca takich rzeczy nie dostrzeże. A jak już dostrzeże, to je z pewnością pominie, bo estetyka obrazu będzie miała dla niego drugorzędny charakter.
Zabrakło rozdziału dotyczącego architektury polskich kościołów.
Oddziaływanie późnego modernizmu jest najbardziej zauważalne właśnie w architekturze sakralnej. Wystarczy spojrzeć na Kościół św. Józefa w Gdyni, Kościół św. Michała w Sopocie, ekspresyjną wieżę Kościoła Matki Boskiej Bolesnej w Łodzi czy jeden z najbardziej znanych - Kościół Matki Bożej Królowej Polski w Nowej Hucie.
Dział fotografii B.A.C.U zwiedził niemal całą zachodnią, środkową i wschodnią część Polski w celu wyłonienia najcenniejszych obiektów architektonicznych, o których mam wrażenie, wiemy już prawie wszystko. Zabrakło mi nieznanych pereł powojennej Polski, żyjących w cieniu tych najbardziej wyrazistych i najbardziej kontrowersyjnych. Zamiast warszawskiego Pawilonu Meblowego "Emilia", można przybliżyć historię łódzkiego "Kapelusza Pana Anatola" czy domów handlowych "Centrum" i „Uniwersal”. Zamiast wrocławskich „sedesowców”, można byłoby poznać łódzkie Osiedle im. Józefa Montwiłła-Mireckiego, Aleje Sułkowskiego w Bielsko-Białej czy zaprojektowane przez małżeństwo Hansenów Osiedle im. Juliusza Słowackiego w Lublinie. A gdzie się podziały Nowe Tychy? Urbanistyczny fenomen i „ósmy cud świata” ze zróżnicowaną architekturą, od socrealizmu do postmodernizmu.
Łódź, Kalisz, Tychy czy Stalowa Wola to tylko przykład kilku miast, które w PRL-u nie miały swoich pięciu minut. Miasta, w których powstawały nowoczesne obiekty porównywalne do tych z Gdyni, Wrocławia, Katowic czy Warszawy. Miasta, które z jakiegoś powodu były pomijane, uważane za mniej ważne i spychane na bok.
All photographs by B.A.C.U
Urbanica Group